Kalendarium wydarzeń
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…
Wybrałam się z akademika „Piast” do Biblioteki Pedagogicznej w Krakowie. Szłam przez krakowskie Błonia, był październikowy poranek. Nagle, na tej krakowskiej łące, zagęściła się mgła. Była mleczna i gęsta, zimna i wilgotna. Ledwo widziałam czubki swoich butów. Na zroszonej trawie rysowały się ślady, które oddawały rytm kroków. Jesienna wilgoć przenikała przez ubranie. Krople przenikały przez skórę na twarzy: „nawilżanie poranne – woda wnika w pory skóry – zdrowe dla niej”. Wsunęłam ręce do kieszeni. Zatracałam orientację w przestrzeni. Z mapy…